Tak dla Zdrowia logo

Lektura na zdrowie

Godzina ruchu, trzy godziny życia

kobieta i piesPrzestaniemy przedwcześnie umierać na serce, jeśli sami zadbamy o swoje zdrowie. Na cud-pigułkę nie ma co liczyć.

W krajach skandynawskich nietrudno spotkać staruszków, którzy z plecakami wędrują po górach. Zdają się mieć tyle siły i energii, że bez trudu pokonaliby niejednego nastolatka z Polski. Wbrew pozorom nie są to jednak ludzie ulepieni z innej gliny niż my. Przed laty Skandynawowie byli w czołówce Europy w kategorii przedwczesne zgony z powodu chorób serca. Zmianę zawdzięczają modzie na zdrowy styl życia, jaka zapanowała w ich krajach. Pokochali sport, a nade wszystko ryby.

Jeśli chcemy w zdrowiu dożyć setki, musimy brać z nich przykład. To chyba najważniejszy wniosek, jaki płynie z najnowszych badań przedstawionych podczas kongresu Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC). Na początku września 2007 r. ponad 20 tys. specjalistów dyskutowało o tym, co zrobić, by powstrzymać szalejącą na Starym Kontynencie epidemię chorób serca. Bo mimo podejmowanych od lat wysiłków lekarzy schorzenia te nadal stanowią główną przyczynę zgonów.

 

Problem jest poważny także dlatego, że nowe leki powstają dziś już niezwykle rzadko. Te, które się pojawiają, są zazwyczaj kombinacjami już istniejących specyfików. Na kongresie ESC nie przedstawiono więc żadnej cudownej pigułki, która zlikwidowałaby chorobę serca, tak jak antybiotyk niszczy groźne bakterie. I, jak wynika z wielu prac, nie ma co na nią liczyć. Specjaliści podkreślają jednak, że same leki to za mało, by zapanować nad chorobami serca. - W Polsce medycyna zrobiła już niemal wszystko. Mamy przyzwoicie wyposażone kliniki kardiologiczne, dobrych specjalistów. Prawie każdy chory w razie nagłego zawału ma szansę dotrzeć do pracowni hemodynamicznej, gdzie zostanie poddany zabiegowi ratującemu życie. A mimo to Polacy nadal zbyt wcześnie umierają z powodu chorób serca. O wiele wcześniej niż mieszkańcy innych krajów Europy - przypomina prof. Marek Naruszewicz z warszawskiej Akademii Medycznej. 

 

Godzina ruchu, trzy godziny życia

Zdaniem profesora jedyną szansą na zmianę tych statystyk jest połączenie leczenia z profilaktyką. To oznacza między innymi, że chory nie może - jak to się zazwyczaj dzieje w Polsce - być pozostawiony samemu sobie np. po przejściu zawału. Powinien mieć stały dostęp do poradni profilaktycznych, gdzie zarówno on, jak i jego najbliżsi krewni mogliby korzystać z porad dietetyków i psychologów. - Bo jeśli ktoś choruje na serce, to znak, że w całej rodzinie źle się dzieje i zapewne wszyscy jej członkowie nieprawidłowo się odżywiają i są mało aktywni fizycznie - wyjaśnia prof. Naruszewicz.

Tego samego zdania jest prof. David Wood z londyńskiego National Heart and Lung Institute. Na kongresie ESC przedstawił on wyniki 12-letniej obserwacji ponad 8,5 tys. pacjentów poważnie chorych na serce, którzy przeszli np. angioplastykę (zabieg polegający na udrożnieniu naczyń krwionośnych). Wynika z nich jednoznacznie, że lekarzy powinny wspierać zespoły specjalistów różnych dziedzin, którzy pomagaliby chorym zmienić zwyczaje - uważa prof. Wood.

Okazało się bowiem, że zagrażające życiu problemy ze zdrowiem wcale nie wpłynęły na zmianę ich stylu życia. Co piąta osoba, która przed chorobą paliła papierosy, nie rzuciła palenia, choć w czasie trwania obserwacji pojawiły się nowe efektywne metody zerwania z nałogiem. W niepokojącym tempie przybyło też otyłych - ich liczba wzrosła z 25 proc. do 38 proc. A palenie i otyłość, co wiadomo od dawna, przyspieszają rozwój cukrzycy. Tak też się stało - liczba dotkniętych nią osób wzrosła w badanej grupie z 17 proc. do 28 proc.

Na dodatek niewielu z nich udało się namówić do większej aktywności fizycznej. Tymczasem to właśnie ruch doskonale chroni przed chorobami serca. Nie dopuszcza bowiem do odkładania się blaszki miażdżycowej, która mogłaby zatkać naczynie i tym samym zablokować przepływ krwi. Podczas ćwiczeń szybciej dochodzi do naprawy śródbłonka - warstwy komórek, które od środka wyścielają naczynia krwionośne. Uwalniany jest także w dużych ilościach tlenek azotu, dzięki któremu naczynia krwionośne sprawnie kurczą się i rozkurczają. Aktywność fizyczna zwiększa też produkcję enzymu odpowiedzialnego za neutralizację wolnych rodników tlenowych, które uszkadzają naczynia krwionośne. Wreszcie ćwiczenia zwiększają średnicę dużych arterii krwionośnych i sprawiają, że przybywa nowych drobnych naczyń. Dzięki temu krew szybciej dociera w najróżniejsze miejsca organizmu, ciało jest lepiej ukrwione, a przez to sprawniej pracuje.

Takie wnioski płyną z badań laboratoryjnych. Naukowcy postanowili jednak je sprawdzić, badając, czy ćwiczenia fizyczne rzeczywiście mają tak dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Ich prace nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości: ruch to zdrowie. Mówiąc bardziej obrazowo, jedna godzina ruchu daruje dodatkowo dwie, trzy godziny życia.

Niezwykłą siłę ćwiczeń pokazało także niewielkie, bo przeprowadzone na zaledwie 50 osobach badanie, opublikowane w 2004 roku w "Circulation". Naukowcy lubią je przypominać, mając nadzieję, że dzięki przytoczonym tam danym namówią do ruchu niedowiarków. Z pracy tej wynika, że osoby, którym wykonano angioplastykę i założono stenty, wcale nie były w lepszej kondycji niż ci, którzy nie zostali poddani operacji, ale regularnie ćwiczyli. - Nie chodzi oczywiście o to, by rezygnować z zabiegów nierzadko ratujących życie, ale badanie to pokazuje, jak świetnym lekiem są ćwiczenia - mówi prof. Viviane Conraads ze szpitala uniwersyteckiego w Antwerpii w Belgii.

Uczona przekonuje, że ćwiczenia są dobre dla wszystkich - zdrowych i chorych. Tempo ćwiczeń i ich rodzaj należy tylko dostosować do stanu zdrowia. I tak np. chorzy na cukrzycę na aktywność powinni przeznaczać minimum 30 minut pięć-siedem razy w tygodniu. Specjaliści polecają ćwiczenia aerobowe, bo nie tylko poprawiają ukrwienie organizmu, co dla pacjentów z cukrzycą ma ogromne znaczenie, ale także zmniejszają oporność komórek na insulinę. Z kolei stretching, czyli ćwiczenia rozciągające, nie ma wpływu na metabolizm. Poprawia tylko ogólną kondycję. Dlatego więc najlepiej, gdy uprawiamy dwie różne dyscypliny, np. aerobik i stretching czy jogging i jogę.

 

Zabójcze fast foody

Zmiany stylu życia powinny też objąć codzienną dietę. Z badań wynika niezbicie, że mieszkańcy krajów, gdzie jada się dużo warzyw i owoców oraz ryb, szczególnie morskich, żyją dłużej. Statystyczny Polak ma jednak małe szanse na zdrowie, bo zjada zaledwie 11 kg ryb rocznie, podczas gdy średnia Europy wynosi 20 kg, 
a w Norwegii - 53 kg. - Jeśli to się nie zmieni, nie spadnie u nas śmiertelność z powodu chorób serca. Cudów nie ma - przewiduje prof. Naruszewicz. 
Na jedzenie ryb trzeba koniecznie namówić dzieci i młodzież. Bo to one na zabój pokochały fast foody i zasiadły z nimi przed telewizorem, rezygnując niekiedy niemal całkowicie z jakiegokolwiek sportu. Na efekty takich zachowań nie trzeba było długo czekać. Już kilkanaście procent nastolatków ma nadwagę lub cierpi na otyłość, a 85 proc. z nich - początki miażdżycy.

- Trzeba bowiem pamiętać, że miażdżyca, zanim da o sobie znać, rozwija się latami. Nierzadko pierwsze zmiany pojawiają się właśnie w dzieciństwie. Oczywiście w tym wieku nie powodują one żadnych powikłań - nie dochodzi do zawału ani udaru. Jedynie naczynia krwionośne są stopniowo wypełniane blaszką miażdżycową - ostrzega prof. John Eric Deanfield z St. Bartholomew's Hospital w Londynie. Dlatego profesor namawia, by lekarze nie koncentrowali się na ludziach w średnim wieku, jak to ma miejsce dziś, lecz swoje zainteresowania przenieśli na dzieci, kiedy choroba dopiero zaczyna się rozwijać. - Zamiast naprawiać błędy młodości ludzi dorosłych, zadbajmy, by do tych błędów w ogóle nie doszło. Zacznijmy w młodości inwestować w zdrowie, tak jak w młodości zaczynamy myśleć o emeryturze - proponuje prof. Deanfield.

Na razie jednak w krajach Europy Zachodniej na profilaktykę wydaje się zaledwie 2 proc., a na leczenie 98 proc. z budżetu przeznaczanego na choroby układu krążenia. W Polsce jeszcze mniej. Bo profilaktyka nie jest w modzie. Nie ma też pomysłów, jak zachęcić ludzi do zmiany stylu życia. Mało kto weźmie sobie bowiem do serca porady lekarzy, którzy powtarzają, że należy prawidłowo się odżywiać, regularnie ćwiczyć, nie palić i unikać stresu. Ludzie nie chcą ich słuchać, bo życie według tych zaleceń wydaje im się nudne, a na najmniejsze choćby efekty trzeba czekać miesiącami. Z tego powodu wielu nie wierzy w ich skuteczność. 
Tym wszystkim niedowiarkom prof. Pekka Puska z Instytutu Zdrowia Publicznego w Helsinkach przytacza przypadek Finlandii. Finowie przez lata żyli dość biednie. Podstawą ich codziennego jadłospisu były ryby. Po II wojnie światowej zachłysnęli się dobrobytem, w jakim przyszło im żyć. Zaczęli jadać mięso, tłuste mleko i masło, a więc produkty, na które do tej pory nie było ich stać. Ulegli też panującej wówczas na świecie modzie na palenie papierosów. Już na początku lat 70. XX wieku choroby układu krążeniowo-naczyniowego dziesiątkowały Finów - umierało ich najwięcej spośród mieszkańców wszystkich innych krajów świata.

Sytuacja była dramatyczna i nic nie zapowiadało, że ten śmiertelny trend uda się odwrócić. A jednak. W prozdrowotne akcje i programy zaangażowano wszystkich - naukowców, lekarzy, nauczycieli, polityków, przedstawicieli przemysłu, głównie spożywczego, władze lokalne, media. Wszyscy mówili jednym głosem, namawiając ludzi do zmiany stylu życia. Modne stały się ruch, zdrowa dieta, niepalenie. Wysiłek się opłacił. Dziś Finlandia należy do krajów, gdzie liczba osób umierających z powodu chorób serca jest jedną z najniższych na świecie. - Nie zdarzył się żaden cud. Nie wymyślono żadnej magicznej pigułki. Finowie przestali umierać na serce, bo wszyscy uwierzyli, że można zdrowo żyć i nawzajem się wspierali - mówi prof. Puska. A skoro Finom się udało, to może i nam się powiedzie?

Sól twój wróg

Podwyższone ciśnienie tętnicze krwi sprzyja chorobom układu krążenia. Prawidłowe powinno wynosić 120/80 mmHg.

Jak obniżyć ciśnienie? Należy więcej się ruszać, schudnąć, ograniczyć ilość spożywanego alkoholu i soli, która znajduje się w większości produktów przetworzonych przemysłowo, zwłaszcza w wędlinach i konserwach, a także orzeszkach ziemnych i chipsach (20 g chipsów zawiera tyle soli, co kilka kilogramów ziemniaków). Najwięcej soli dostarcza jednak w codziennej diecie chleb.

Dieta powinna zawierać dużo pokarmów zbożowych, owoców, warzyw, a mało tłuszczu. Warto wybierać potrawy, które obniżają ciśnienie. Są to produkty bogate w potas - ziemniaki, brokuły, banany i pomidory. Aby jednak warzywa nie traciły potasu, surówki należy przyrządzać możliwie niedługo przed spożyciem i nie powinno się moczyć ich przed gotowaniem. Uwaga ta dotyczy zwłaszcza ziemniaków, które trzeba wrzucać do wrzącej wody. 
Ciśnienie można też obniżyć jedząc gorzką czekoladę. Natomiast kawa - co może zaskakiwać - nie zawsze podnosi jego poziom. Bezpiecznie mogą czuć się osoby, które piją ją regularnie. Ich organizm przyzwyczaja się bowiem do tego napoju i nie reaguje wzrostem ciśnienia. Nagłe skoki powoduje jedynie kawa pita sporadycznie.

Poza zmianą diety warto też więcej spać. Specjaliści uważają, że sen pozwala obniżyć ciśnienie i wyciszyć się sercu na znaczną część doby. Natomiast osoby, które śpią mało, wydłużają czas pracy układu krążenia, co powoduje wzrost dobowego ciśnienia krwi i tętna. Serce pracuje na zwiększonych obrotach.

 

Autor: Dorota Romanowska

Źródło: tygodnik Newsweek

Newsweek_logo

Program „Pamiętaj o sercu” (http://pamietajosercu.pl/)

 
Podziel się na Facebooku
Wyszukaj artykuł